Duchateu, Rosiński
wydawnictwo Egmont
stron: 224
ocena: 6/6
Są takie dzieła w życiu
każdego człowieka, które go ukształtowały, wpłynęły na jego
światopogląd, czy wręcz zmieniły jego życie. Zazwyczaj za takie
uchodzą wybitne książki względnie filmy, ale pochodzę z
pokolenia, które ucieczkę od realnego świata odbywało również
za pomocą historii obrazkowych. I tam odnajdywało dzieła wybitne.
Jak bardzo widzę to dopiero teraz. Wtedy czytanie Funky Kovala,
Rorka, cyklu o Ais (nazwanego później „Ekspedycją”), czy
Thorgala było komfortem odskoczni od szarości dnia codziennego,
wielką przygodą, w której jako podrostek zanurzałem się po uszy,
każdy (z trudem zdobyty) zeszyt zaczytywałem do cna, niemal uczyłem
się na pamięć obrazków. Dziś rozumiem, jak bardzo przesiąkłem
prezentowanymi tam treściami i postawami. I tylko dziwię się, jak
mądre to były dzieła. Najlepszy przykład to właśnie Yans.
Bardzo mnie cieszy, że
wydawnictwa postanowiły wznawiać najciekawsze serie w wydaniach
zbiorczych. Po pierwsze, stare wydania ciężko zniosły liczne
przeprowadzki, nie rozumiejące komiksów partnerki i ich niecne w
związku z tym traktowanie. Pięć pierwszych zeszytów wydanych
jeszcze w Komiks Fantastyka leży więc gdzieś na strychu u moich
rodziców i dziś po prostu łatwiej mi kupić tom zbiorczy niż
odnaleźć te cenne precjoza. Po drugie jednak widać tutaj doskonale
rozwój serii i jej ponadczasową, niezwykłą wymowę. Niebagatelną
rolę odgrywa tutaj historia Andre-Paula Duchateu i Grzegorza
Rosińskiego przedstawiona na trzynastu pierwszych stronach. Wraz ze
znaną mi z późniejszych wydań biografią polskiego rysownika,
oraz historią rozwoju sceny komiksu w Belgii i Francji można
dotrzeć do źródeł, które stworzyły Hansa (w Polsce Yansa) i
uczyniły go postacią tak niezwykłą, a historie o nim, mimo że
osadzone w futurystycznym, fantastycznym świecie tak aktualne i
przejmujące po dziś dzień.
Na pierwszy tom wydania
zbiorczego składa się pięć komiksów. Pierwszy z nich to „Wieża
rozpaczy”, krótka, dziesięcioplanszowa historyjka, która
przedstawiła światu Yansa za sprawą SuperTintina. Jest to
opowiastka typowa dla znanych polskim czytelnikom antologii komiksów,
gdzie trafiały się często proste, by nie rzec banalne scenariusze
ubarwione jedynie obecnością znanych bohaterów. Dziś wartość
tego komiksu jest jednak niepodważalna i jednocześnie pokazuje jak
wiele zmieniło się w wizerunku Yansa. Wspomniana „Wieża
rozpaczy” nie została nawet wspomniana na okładce tego wydania,
należy ją więc traktować jako specjalny bonus, który
niewątpliwie zachwyci każdego fana serii.
Całość rozpoczyna się
już bez przeszkód zeszytem „Ostatnia wyspa” (znanym mi od
zawsze jako „Przybysz z przyszłości”), w którym poznajemy
wspaniałą przygodę tajemniczego mężczyzny bez wspomnień, nie
potrafiącego się odnaleźć w świecie zniszczonym wojną i
kataklizmami. A jednak to właśnie tu, na zgliszczach cywilizacji, w
ruinach wokół dekadenckiego miasta Yans odnajdzie miłość.
Gwałtowne zwroty akcji, smutny finał, znakomite rysunki uczyniły
ten komiks wybitnym. Dziś przyznaję, że same rysunki trochę się
zestarzały, tempo akcji też jest odrobinkę za duże, ale
ostatecznie odcinek ów wciąż robi wrażenie. Prawdziwe szaleństwo
zaczyna się jednak dopiero w kolejnych zeszytach. „Więzień
wieczności” to genialnie narysowana (sceny w lesie i na bagnach to
dla mnie mistrzostwo po dziś dzień!), wstrząsająca wizja
postapokaliptycznego świata, świata brutalnego i okrutnego, gdzie
nie ma miejsca na miłość, o którą bohaterowie walczą ze
wszystkich sił. To już arcydzieło. „Mutanci z Xanai” z kolei
do dziś wywołuje we mnie dreszcze. Upiorna historia ginącej rasy
dominowanej przez ludzi, walka o umierające wartości i pierwszy w
serii dający nadzieję finał czynią ten zeszyt moim ulubionym w
cyklu. Nie mogę jednak nic zarzucić „Gladiatorom”, części,
która elektryzowała wszystkich moich rówieśników w podstawówce.
Naiwnie sądziliśmy, że oto następuje zwieńczenie przygód Yansa,
zakończenie spektakularne, gdzie najpierw czytelnik zostaje
zaatakowany wyjątkowym pokazem okrucieństwa Valsary'ego, później
przygnębiony wizją totalitarnego miasta i wreszcie przeciągnięty
przez finałową, krwawą batalię. Niedługo później
dowiedzieliśmy się o naszej pomyłce, ale jedno się nie zmieniło.
Gdy dziś, po ponad dwudziestukilku latach czytałem te historie
wciąż czułem ekscytację i zachwyt, ale i odnalazłem drugie dno
całości. To absolutne arcydzieło, bezsprzecznie jedna z
najważniejszych serii w historii komiksu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz