WYSPA NA PRERII
Wojciech Cejrowski
Wydawnictwo Zysk i S-ka
stron 295
6/6
Wojciech Cejrowski jest
postacią tak niezwykłą, że nie sposób przejść koło niego
obojętnie. A jednak, przez wiele lat skutecznie omijałem wszelkie
przystanie jakie się z nim wiązały. Pamiętam jeszcze sławetny
„WC kwadrans”, widziałem pana jeszcze kilka razy w telewizji, ze
trzy na Jarmarku Dominikańskim, ale wciąż moje zainteresowania
kręciły się wokół zupełnie innych osób, wzorców i zdarzeń.
Pętla zaczęła się powoli zacieśniać, gdy moi bliscy i znajomi
zaczęli zdradzać objawy WC-mani podróżniczej. I tak oto i ja
stałem się miłośnikiem „Boso przez świat” i z osoby, która
do tej pory chciała jedynie wyjechać do Providence na grób H.P.
Lovecrafta, zmieniłem się powoli w osobnika, który snuje jakieś
marzenia o Meksyku, Egipcie, uczy się hiszpańskiego... Do tej pory
WC-mania postępowała jednak powoli, bo skutecznie udawało mnie się
unikać książek pana Cejrowskiego. Kiedy jednak sięgnąłem po
„Wyspę na prerii” zostałem po prostu potrącony buldożerem.
Muszę czytać dalej i więcej. I na prerię też chcę pojechać.
„Wyspa na prerii” to
niezwykle barwna opowieść o ranczo, jakie autor zdobył dzięki
szczęściu i przypadkowi ponad dwadzieścia lat temu. Pozwoliło mu
to, w sławetnym „WC kwadrans” prezentować się polskiemu
widzowi jako kowboj i mówić o swojej ziemi w Ameryce. Dziś, kiedy
każdemu podróżnik kojarzy się z bosymi stopami i hawajskimi
koszulami, sam obala wszystkie mity, wyjaśniając jednocześnie
wszystkie zagadki z nim związane. A przede wszystkim snując w
przezabawny sposób barwną i wciągającą opowieść o współczesnym
Dzikim Zachodzie. Okazuje się bowiem, że to wspaniałe ranczo to
rudera pośrodku Wielkiego Nigdzie otoczona skrawkiem ziemi tak
jałowej, że jego właściciel musi wypasać swoje krowy na ranczu
sąsiada, a tamtejszą rzeczywistością rządzą prawa dla
przeciętnego Polaka niepojęte.
Cejrowski jest właśnie
takim Polakiem, który zaprasza nas do siebie i przybliża przeróżne
opowieści i anegdoty, czasem podkolorowując, czasem bez skrępowania
opisując przygody bardziej wstydliwe. Nie sposób jednak nie
zachwycić się lekkością, z jaką całość została napisana, co
podkreślają liczne dygresje i dywagacje, odbiegające od tematu,
czasem, jak u Pratchetta, przeradzające się w osobne akapity w
didaskaliach. O ile jednak u twórcy „Świata Dysku” mamy do
czynienia z nieposkromioną wyobraźnią, to Mr Gringo (jak każe się
nazywać Amerykanom nie potrafiącym wymówić jego imienia
Cejrowski) wyłuskuje cały humor i radość życia z zastanej
rzeczywistości. Pomagają mu w tym jego trzy (!) korektorki i
(nieistniejąca) tłumaczka (!). Błyskotliwość uwag i stylu nie
przyćmiewa jednak tego co w książce najważniejsze. Opowieści o
prerii w Arizonie, gdzie czas i prawo biegnie własnym trybem, gdzie
obok Biblii najważniejszy jest almanach „Rocznik Farmera”, gdzie
ludzie wychodzą na całodzienne (i całonocne) spacery by nie
słyszeć „Pieśni Błękitnych Traw”, gdzie koty dostarcza się
spakowane do skrzynki na listy, a podstawowym prawem jest prawo do
posiadania broni palnej, do zakupu której zachęca miejscowy szeryf,
instruując jednocześnie jak daleko może wejść na posesję intruz
zanim będzie go można zastrzelić. Ta skrajna w niektórych
momentach wolność wyraźnie zachłysnęła Cejrowskiego, który
notorycznie powtarza, że „tak jest w Ameryce, tak powinno być
wszędzie”. I wraz z kolejnymi rozdziałami książki nie sposób
się z nim nie zgodzić. Tak jak nie sposób nie przyznać, że jest
to jedna z najlepszych książek (nie tylko w kategorii podróżniczej)
jakie w tym roku czytałem.
P.s. Osobną sprawą jest
znakomite wydanie, pełne barwnych ilustracji, odpowiednio jednak
dyskretnych, by nie zdradzić miejsca pobytu pana WC. On sam zresztą
prosi w tym wypadku o prywatność, któremu to pragnieniu w ogóle
się nie dziwię. Do tego okładka i twarda oprawa stylizowana na
klimat country & western. To trzeba mieć na półce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz