Metallica po ogromnych
sukcesach na metalowym poletku miała dwa wyjścia. Albo uparcie
bronić bastionów thrash metalu, który wówczas powoli chwiał się
w posadach, albo spróbować wypłyną na szersze wody. Potencjał
był, chęci były, były nawet umiejętności i pieniądze. I tak
oto Metallica wzbiła się na szczyt muzyki rozrywkowej w ogóle,
lecz później... Po kolei jednak.
Muzyczne
podróże
METALLICA cz. II
okres rockowy
"Metallica" 1991 To bez
wątpienia najpopularniejszy i w mniemaniu wielu tysięcy fanów
najlepszy album Metalliki. Ja mam z nim ogromny problem, bo w
zasadzie nigdy mnie się szczególnie nie podobał. Zaznaczam –
szczególnie – bo jak już go włączę, to bawię się przy tych
piosenkach świetnie, ale prawda jest taka, że nie włączam go zbyt
często. Możliwe, że zarżnąłem go w podstawówce, bo gdy
wyszedł, słuchaliśmy go praktycznie na okrągło. Koniec końców
na „Enter Sandman” dziś reaguję alergicznie, choć przyznaję,
że według mnie to jeden z najbardziej ikonicznych riffów obok
„Smoke on the Water” czy „Iron Man”. Co do reszty, to
naprawdę fenomenalne piosenki (tak piosenki!), które stanęły
dosłownie na granicy ciężkiego rocka i metalu, minimalnie jeszcze
zaznaczając swą przynależność do tego drugiego. Trudno mi do
dziś wyobrazić sobie lepiej wyprodukowaną płytę. I trudno
znaleźć taką, na której głos Jamesa brzmiał równie pewnie i
drapieżnie. Paradoksalnie najbardziej przypadają mi jednak do gustu
znienawidzone przez metalowców ballady „Nothing Else Matters” i
najlepsza chyba w dorobku - „The Unforgiven”. Mój gust niech zaś
do końca zobrazuje fakt, że po upływie dwudziestu trzech lat od
premiery płyty, najchętniej słucham „Of Wolf and Man” i „The
God That Failed”, utworów, których przed laty nie ceniłem i nie
rozumiałem. Tak czy inaczej, bardzo dobra płyta. Choć już nie tak
znakomita jak poprzedniczki.
„Load" 1996 I tu
pojawi się bluźnierstwo dla wielu osób, ale uważam, że „Load”
jest albumem fenomenalnym! Absolutnie wspaniałym i nad wyraz
dojrzałym. Tylko nie powinien ukazać się pod tą nazwą. Pamiętam,
jak latami wyczekiwałem na nowe nagranie Metallicy i specjalnie
czekałem na radiową premierę „Until it Sleeps”. To był szok,
po którym długo nie mogłem się pozbierać. To ma być Metallica?
Potem kuzyn kupił kasetę i z niesmakiem oglądałem tę wkładkę,
a później z mieszanymi uczuciami słuchałem poszczególnych
nagrań. Ale potrzebowałem czasu, by zrozumieć, że mam do
czynienia z jedną z najlepszych płyt blues-rockowych, gdzie metal
jest tylko odległym tłem. Pomijając więc fakt, że to nie powinno
się nazywać Metallicą, to James śpiewa tu absolutnie
rewelacyjnie. Śmiem twierdzić, że tu osiągnął szczyt swoich
możliwości, a dowodem niech będzie „Bleeding Me”. Tu Kirk
wreszcie wzbił się na wyżyny solówek gitarowych tworząc
uzupełniające całość klimatyczne arcydzieła, zamiast nudnawego
zarzynania pentatoniki. Tu wreszcie mógł poszaleć Jason, bo jego
bas wreszcie brzmi jak trzeba – tłusto, soczyście. Ponadto
wybornie podkreśla wymowę wszystkich kompozycji. No i na koniec
Lars. Wreszcie gra prosto i równo, bo wolno. I naprawdę wychodzi mu
to znakomicie. Jeśli o mnie chodzi, Metallica mogła zmienić nazwę
i nagrywać dalej podobne płyty. Niestety, wyszło inaczej. Nie
wymienię tym razem najlepszych utworów, bo podobają mnie się
wszystkie, choć może „Ain't My Bitch” i „2x4” najmniej.
Tak, oznacza to, że nawet „Mama Said” podoba mnie się bardzo.
Ale niech będzie - „Bleeding Me” to jedna z najlepszych
kompozycji Metallicy w ogóle. I w szczególe. Takie jest moje zdanie
od lat i już.
„Reload” 1997 Znów
wspominam. Jak miało to wyjść, to było zapowiedziane, że będzie
lepiej niż na „Load”, które wtedy było okrutnym ciosem dla
całej sceny metalowej. I na pierwszy rzut oka/ucha można się było
nabrać. Bo rzeczywiście, całość sprawia wrażenie cięższej i
szybszej wersji poprzednika. Nie wiem jakimi kryteriami zespół
kierował się dzieląc płyty (bo obie były nagrane podczas tej
samej sesji), ale dla mnie na „Reload” trafiły kompozycje
gorsze. A czasem wręcz najgorsze. Jest to najrzadziej włączany
przeze mnie album Metalliki, nie rozumiem „Fuel”, nie robi mi
ciężar „Devil's Dance”, irytuje mnie „Carpe Diem Baby”. Da
się słuchać „Attitide” i „Fixxxer”, ciekawostką jest „Low
Man's Lyrics” i „The Unforgiven II” (choć tu może przemawiać
sentyment), a jedyną kompozycją, która naprawdę mnie się podoba
jest „The Memory Remains”, ale też dlatego, że wybija się na
tle innych. Ładunek był świetny, Przeładunek zbędny.
„Garage Days Inc” 1998 Oto ostateczny dowód na to, że najlepsze czasy Metallica ma
za sobą. Na piętnastolecie wydała podwójny album z coverami,
gdzie na jedną płytę trafiły kompozycje nagrane specjalnie z
myślą o tej składance, a na drugą zbiór coverów nagranych przez
poprzednie lata. I tu wyszło szydło z worka. Znów wspominam.
Poleciałem do empiku w dniu premiery, sprawdziłem listę numerów i
pomyślałem – nie jest źle – Thin Lizzy, Black Sabbath,
Mercyful Fate... A potem włączyłem to w akademiku i mina mi
zrzedła. Wszystko jest nagrane poprawnie, ale bez żadnego pazura.
Punkowe covery z wyczyszczonym brzmieniem brzmią kuriozalnie, wersje
sabatów i mercyfuli też takie jakieś grzeczne, co szczególnie
uwypuklał wytrenowany głos Jamesa, który stracił gdzieś swoją
moc i agresję, a wszędzie po prostu ładnie śpiewa. Wychodzi to
ładnie w country, jakim jest cover The Alman Brothers Band, ale
blednie w takim „Lover Man” Nicka Cave'a. Okazuje się, że
wersja autora „Gdy oślica ujrzała anioła” jest cięższa i
mroczniejsza... Więc chyba coś nie tak. Broni się jako tako
„Whiskey in the Jar” Thin Lizzy (choć i tu śpiewność wokalna
bardzo mi przeszkadza), a jedyny numer, który mnie się naprawdę
podoba, to „Turn the Page” z repertuaru Boba Sagera. A gdzie
wspomniane szydło? Bo okazuje się, że wszystkie poprzednie
garażówki Metalliki są o wiele lepsze niż ta najnowsza. To na
nich znajdziemy kultowe metalowe i twórcze covery Misfits, Killing
Joke, Motorhead, Budgie czy Queen. To co wypełnia pierwszą płytę
„Garage Inc” jest nad wyraz odtwórcze. Ot, ładnie odegrane
przez zdolnych muzyków ładne piosenki. Posłuchać można, ale po
co? Wspomniałem, że kupiłem kasetę w dniu premiery. To prawda. Do
dziś jest to jedyne wydawnictwo Metalliki, którego nie mam na CD.
Też uważam, że Load powinien zostać nagrany pod inną nazwą zespołu. Zresztą to samo dotyczy St. Anger.
OdpowiedzUsuń