BUSEM PRZEZ ŚWIAT
Karol Lewandowski
Wydawnictwo SQN
stron 313
4/6
Jestem domatorem. I to z
gatunku takich, którzy gdyby nie musieli, najchętniej w ogóle nie
wychodziliby z domu. Oczywiście trochę po kraju pojeździłem swego
czasu i raz do roku z radością odwiedzam nowe miejsca, ale o żyłkę
podróżnika nigdy się nie podejrzewałem. Tę rozbudziła we mnie
moja żona, która zaraziła mnie książkami i serialami
podróżniczymi, gdzie prym wiedli Beata Pawlikowska, Martyna
Wojciechowska i, oczywiście, Wojciech Cejrowski. Teraz notorycznie
oglądam, czytam, a po cichu i marzę o zobaczeniu kilku miejsc na
świecie. Po co o tym piszę? Bo właśnie przypadkiem wpadła mi w
ręce książka o ludziach, którzy postanowili zamiast marzyć,
schwycić życie za rogi. I dokonali rzeczy niezwykłej.
„Busem przez świat”
to zapis podróży jaką odbyło pięciu przyjaciół. To przykład
jak niewiele trzeba, by spełnić swoje marzenia – planu,
determinacji, ludzkiej pomocy i szczęścia. Tak niewiele, a jednak
tak dużo. A jednak wspomniana grupa przyjaciół w ciągu zaledwie
pół roku zdołała zaplanować i zorganizować wyprawę na
Gibraltar przez szesnaście państw Europejskich za mniej więcej dwa
i pół tysiąca złotych od głowy, gdzie w cenę wliczone było
jeszcze kupienie i odrestaurowanie tytułowego busa. Niewiarygodne,
prawda?
Jak wspomniałem, nie
miałem wcześniej zapędów podróżniczych, za telewizją też nie
przepadam, proszę mi więc uwierzyć, że nic nie wiedziałem o tej
wyprawie, ani o jej skutkach. Te zaś prezentują się nader
wyraziście – ogromne grono fanów, niewiele mniejsze naśladowców,
a przede wszystkim kilka kolejnych wypraw po całym świecie.
Absolutny fenomen, którego nie można zignorować.
Omawiana książka nie
jest jednak historią podróżniczą, chociaż dotyczy wielkiej
wyprawy. Próżno tu szukać szczególnych ciekawostek o poznanych
krajach. Mamy tu do czynienia z czymś w rodzaju fabularyzowanego
dziennika, który przedstawia co spotkało chłopaków po drodze i na
drodze. A tu obok mrożących krew w żyłach spotkań z
niedźwiedziem, kradzieży, kłopotów z rozpadającym się autem czy
po prostu z ludzką nieżyczliwością, pojawiają się zdarzenia,
które sprawiają, że można na nowo uwierzyć w człowieka.
Niespodziewane sytuacje (uśmiałem się przy rozdziale "Kłopoty z orientacją"), w których ratunek pojawia się wprost
znikąd, a obcy człowiek przychyla nieba z czystej dobroci, są tak
niesamowite, że w zwykłej powieści nikt by w to nie uwierzył.
Życie natomiast napisało scenariusz najbardziej niezwykły.
Życiu pomógł też
Łukasz Orbitowski, pisarz, którego dorobek chwaliłem już tak
często i gęsto, że dalsze tego typu postępowanie mogłoby zostać
uznane za wazeliniarstwo. A jednak widać specyficzny humor i swobodę
pióra, której nie sposób pomylić z żadną inną. Ot, jak choćby
w momencie, gdy opis przyrody przeradza się w zdania pojedyncze,
wśród których pojawia się taki kryptocytat: „Drapieżny ptak
wzbił się do lotu”. Niby zwyczajne zdanie, ale kto zna
Orbitowskiego, jego fascynacje muzyczne, no i polską klasykę
mocnego rocka, bez problemu wychwyci tego typu smaczki. Nie chcę
zgadywać na ile książkę podyktował Karol Lewandowski, a na ile
daleko sięgnęła redakcja Łukasza, ale jedno jest pewne, czyta się
to znakomicie.
Przyznaję, pod koniec
tempo staje się iście zabójcze, a powrót z Gibraltaru jest wręcz
błyskawiczny, ale jest to niewątpliwie wynik okoliczności, w
jakich się odbył. Jest to jedyny poważniejszy mankament książki,
która po prostu za szybko się kończy. Polecam, nie tylko
miłośnikom podróży. Przede wszystkim tym, którzy chcą uwierzyć
w innych ludzi, w to, że marzenia można spełniać. Trzeba tylko
wziąć los w swoje ręce.
Na koniec dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non za egzemplarz recenzencki, a czytelników, równie niezorientowanych jak wcześniej ja w temacie podróżującego po świecie busa, zachęcam do zgłębienia tematu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz