Joseph Delaney
STARCIE DEMONÓW
wydawnictwo: Jaguar
stron: 342
4/5
Zaskakujący dla
niektórych finał „Pomyłki stracharza” mógł zaostrzyć apetyt
na kolejny tom przygód Thomasa Jamesa Warda. I całkiem słusznie,
bowiem konsekwencje podjętych decyzji odbijają się głośnym echem
w życiu siódmego syna siódmego syna. Joseph Delaney staje tym
razem na głowie, żeby jeszcze bardziej zaskoczyć czytelnika,
sponiewierać bohaterów i napisać kontynuację dorównującą
poprzednim odsłonom. Zadanie wbrew pozorom nie jest takie proste,
trudno bowiem ugrać coś oryginalnego na utartym schemacie,
ryzykownie też wprowadzić zbyt drastyczne zmiany. Co najważniejsze,
najtrudniej wprowadzić interesujące postacie i demoniczne stwory
pozostając wiernym konwencji, a więc literaturze skierowanej do
najmłodszych przedstawicieli młodzieży. Autor jednak zna swoje
zadanie bardzo dobrze i wyraźnie poczynił postępy w porównaniu do
wcześniejszych tomów. Dialogi wciąż są proste i klarowne, bez
zbędnych ornamentów, w sam raz dla młodego czytelnika, nikt tu też
nie sili się na specjalną złożoność postaci. Wciąż dominuje
jasny podział na dobro i zło, choć nie zabrakło zaskakujących
przebłysków szarości. W ogólnym rozrachunku próby ożywienia
cyklu przy jednoczesnym zachowaniu wierności obranej stylistyce
należy uznać za udane. Ale czy samą powieść również?
Tym razem Tom ponownie
musi sprzeciwić się swojemu mistrzowi, co gorsza, obecna decyzja
zakończyć się dla niego zakończeniem kariery stracharza. Powodem
są nie tylko jego skłonności do korzystania z metod mroku,
przyjaźń z Alicją, ale przede wszystkim matka chłopaka, wiedźma
i Lamia, która wzywa go do przybycia do Grecji gdzie ma jej pomóc
powstrzymać śmiertelnie groźną starożytną boginię Ordeen,
powracającą właśnie do świata żywych. Moc bogini jest tak
potężna, że dobro i zło musi połączyć siły. Głównych
bohaterów wspierają więc wiedźmy z Pedle, na czele z zabójczynią
Grimalkin. Sojusz ten nie może zostać zaakceptowany przez Johna
Gregory'ego, który odmawia współpracy i zabrania udziału w tym
zdarzeniu swojemu uczniowi. Tom podejmuje jednak trudną decyzję i
wraz z Alice i Billem Arkwrightem wyrusza do Grecji na wielką bitwę
z przerażającą boginią.
Trzeba przyznać, że w
tym tomie nie ma miejsca na nudę i to kolejny plus cyklu, który nie
cierpi na syndrom przynudzania, jak na przykład skądinąd świetny
Harry Potter, gdzie w późniejszych tomach wyraźnie rozdmuchiwano
fabułę, by zwiększyć objętość książki. W „Starciu demonów”
nie ma zbędnych wątków, akcja gna do przodu szybciej niż w
którejkolwiek z poprzednich części, niejako podkreślając
chaotyczne przygotowania do dramatycznej bitwy z Ordeen. I choć sama
bitwa jest znakomita, a jej finał zasmuci młodych czytelników,
wzruszając pewnie i co wrażliwsze serca tych starszych, to osią
jest tutaj relacja Toma z ważnymi dla niego kobietami – Alice
(uczucie do niej wzrasta, ale rozwija się wciąż stopniowo i
subtelnie) oraz Matką, która okazuje się być kimś znacznie
potężniejszym niż młody Ward wcześniej myślał. Trzeba
przyznać, że natężenie problemów, które zrzucił na bohatera
autor jest imponujące i bez wątpienia wzbogaca postać. Całość
wypada więc znów bardzo dobrze, trochę mniej schematycznie,
bardziej mrocznie, odrobinę doroślej. Oczywiście, każda forma
może się przejeść. Oczywiście, mogą irytować pewne
niekonsekwencje, jak nagła zmiana charakteru Arkwrighta, który po
ocaleniu dusz swoich rodziców stał się nagle miły i uprzejmy,
zapominając o swojej szorstkości do Toma. Każdemu wolno kręcić
nosem, niemniej trudno nie docenić pomysłowości i produktywności
autora. Tak czy inaczej, szósty tom udźwignął ciężar cyklu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz