Joseph Delaney
KOSZMAR STRACHARZA
wydawnictwo: Jaguar
stron: 384
4/6
4/6
Siódmy tom cyklu o
siódmym synu siódmego syna powinien być wyjątkowy. Obawiam się
jednak, że ten nadmiar siódemek spowodował przedobrzenie
szczęśliwości i tym samym, choć „Koszmar stracharza” wstydu
serii nie przynosi, troszeczkę zgrzyta jako całość. Zgrzyt
pojawia się już na samym początku. Pierwsze tomy można było
czytać jako niezależne powieści, później jednak zaczęły się
one zazębiać tworząc bardziej złożoną historię. Dlatego
oczekiwałem po cyklu konsekwencji. Do tej pory autor świadom
rozrastającej się fabuły szedł na rękę czytelnikowi i w każdym
kolejnym tomie krótko streszczał najważniejsze wydarzenia
poprzedników. Tym razem chyba sam zapomniał do nich zajrzeć,
bowiem początek jakoś nie zazębia się z końcówką „Starcia
demonów”. W finale tomu szóstego bohaterowie wrócili z Grecji by
odpocząć po dramatycznej bitwie z boginią Ordeen, co więcej,
Thomas zdążył spisać owe wspomnienia, mimo nadciągającego widma
wojny, która zagraża Hrabstwu. „Koszmar stracharza” zaczyna się
od momentu gdy bohaterowie wracają z Grecji, a zamiast domu znajdują
zgliszcza. Mocny początek, ale mam ochotę krzyknąć jak sławetna
Misery z powieści Kinga: „tak nie było!”
Skoro już się
wykrzyczałem, mogę przejść do konkretów, a te prezentują się
następująco: Stracharz, Tom i Alice wracają do kraju, który
został zrujnowany wojną. Siedziba mistrza została spalona do
fundamentów wraz z bezcennymi woluminami, bogin zabity, a Koścista
Lizzie uwolniona. Bohaterowie muszą uciekać za granicę, szukając
ratunku na wyspie Mona. Tutaj wpadają w ręce szalonego szamana, ale
to dopiero początek kłopotów. Ścigani przez łowców czarownic,
wojsko i rozlicznych przeciwników, muszą jeszcze stawić czoło
okrutnej Kościstej Lizzie, która żąda krwawego odwetu na
Gregory'm i jego towarzyszach. Trzeba przyznać, że nigdy wcześniej
Thomas i jego przyjaciele nie mieli równie wielkich problemów. I
choć czuć w tym powiew świeżości w serii, czuć też odór
lochów i stęchlizny.
Właśnie, lochy.
Zasadniczo autor postawił chyba sobie za cel sponiewieranie fizyczne
bohatera (skoro wcześniej dość mocno rozprawił się z jego
psychiką), nie chcąc jednak robić mu większej krzywdy postanawia
osadzić go w lochach. Ponieważ wpływa to niekorzystnie na rozwój
akcji w młodzieżowej książce, Tom zostaje uwolniony, tylko potem
by znów trafić do innego więzienia. I tak kilka razy. W
międzyczasie dochodzi jeszcze do kilku walki, przykrych zgonów i w
założeniu zaskakujących zwrotów akcji. W założeniu, w praktyce
bowiem miałem wrażenie sztucznego wydłużania fabuły,
przeciągania i mnożenia wątków, tylko po to by opóźnić finał.
Bo tutaj rzeczywiście dzieje się bardzo dużo, a finał ponownie
wznosi książkę ponad przeciętność. Nie mogę się jednak pozbyć
wrażenia, że całość rozwleczonej wcześniej fabuły została
doklejona do ekscytujących ostatnich rozdziałów tak by stworzyć
kompletny tom. Może wystąpił syndrom przejedzenia cyklem, może
tym razem po prostu nie porwała mnie przedstawiona historia. A może
rzeczywiście „Koszmar stracharza” okazuje się słabszą od
poprzedniczek książką? Wciąż dobrą, ale ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz