Z poprzedniej reaktywacji niewiele
wyszło, ale bądźmy szczerzy – skoro w tym roku ma się ukazać
pięć moich książek (dziś już wiem, że ta liczba będzie
większa, ale na razie cicho sza...), to wiadomo, że nad wpisami
tutaj siedzieć nie miałem czasu. Bo przecież jeszcze praca
zawodowa, a przede wszystkim rodzina i dzieci. I wiele innych
czynników, o których pisać nie będę, bo to wciąż nie będzie
blog wylanych żalów, tajnych sekretów, czy złotych myśli, które
potem zbiorę w książkę.
A jednak znów zaczynamy. Pretekst
najbardziej banalny z możliwych – wydawca mi zasugerował, że
byłoby warto. No, konkretnie chodziło o to, że miałem się
zdecydować, czy jednak założę sobie stronę internetową, albo
chociaż fanpage. Niestety, tak jak uparcie uważam, że wydawanie
siebie samego jest bardzo passe, że żebranie o uwagę u blogerów i
portali świadczy o parciu na szkło znacznie powyżej przyzwoitości,
tak sądzę, że tworzenie sobie samemu fanpage'a jest szczytem
próżności lub/i lekiem na liczne kompleksy. Ergo – musiałem
chociaż aktualizować blog.
Niestety, obecny wpis jest kontrolnym i
nie będzie tutaj żadnego przeglądu filmów, książek i innych
rzeczy. Wygrzebuję się powoli z zaległości recenzenckich, nie mam
czasu, by nanieść poprawki w ostatniej powieści, znalazłem
wydawcę na kolejną, do której mam tylko konspekt, a nie mam sił
tego ruszyć. Bo to nie jest tak, że czasu nie mam zupełnie. Ale
czasem lubię sobie relaksacyjnie odlecieć z książką, albo
pobiegać po Temerii. Ponadto właśnie siedzę nad kolejną sztuką,
którą moja teatralna grupa „Atrapa” będzie wystawiać na
kolejnym festiwalu w najbliższy piątek. Przedstawienie nosi tytuł
„O ziemniaku, który chciał zostać wiedźminem”, a tytuł w tym
wypadku zdradza niemal wszystko. No cóż, w sobotę natomiast
premiera „Królestwa gore”, więc na pewno jeszcze będę o tym
trochę wspominał. Bo mam nadzieję, że w tym tygodniu do
wyskrobania kilku słów się zmuszę. Tymczasem – czas do roboty.
Idę myć naczynia przy radosnych dźwiękach szwedzkiego death
metalu.
Jak zwykle ściemniasz. Kiedyś stałeś się niechlubnym bohaterem felietonu na NF po tym, jak rozsyłałeś wszystkim znajomym pisarzom prośbę o głosowanie na Twoje opowiadanie na Zajdle. No i przypominam, że w zbieranie głosów dla Ciebie przy Kościejach była zaangażowana szkoła, radio i koledzy zza granicy. Ale masz rację, fanpej to już by było przegięcie ;)
OdpowiedzUsuńZgadza się, tak było kiedyś. Kiedyś też miałem 12 lat, obrażałem się za wszystko i rzucałem jak wesz na grzebieniu z byle powodu. Zupełnie jak Ty. Ale nawet wtedy miałem odwagę podpisać pod postem. I wyciągnąłem wnioski z sytuacji z NF-em. Do tego stopnia, że za autorami tegoż felietonu spotykam sie na panelu na Fantazmazurii. Reszty nie komentuję. Jak sam zauważyłeś - prezentujemy inny poziom.
OdpowiedzUsuń