PRZEJAŻDŻKA
wydawnictwo: Replika
stron: 304
ocena: 3/6
Jack Ketchum to pisarz, który wbił
się czytelnikom w świadomość jako mistrz horroru ekstremalnego,
potrafiący autentycznie i skrajnie przerazić, co ważniejsze czyni
to bez używania tak częstych dla horroru zjawisk i sił
nadprzyrodzonych. Prawdziwą grozę budzi człowiek, jego szaleństwo,
okrucieństwo, wyrachowanie. Nie inaczej jest w powieści
„Przejażdżka”, wydanej niedawno przez wydawnictwo Replika.
Muszę od razu zaznaczyć, że polscy
wydawcy z Ketchumem mają teraz niewątpliwie drobny problem. Jest to
też problem samego autora, który najlepsze i najmocniejsze dzieła
ma już za sobą. I choćby nie wiem jak próbował, drugiej
„Dziewczyny z sąsiedztwa” i „Poza sezonem” nie stworzy. Nie
znaczy to jednak, że nie próbuje i że mu nie wychodzi. Tylko
efekty nie są aż tak porażające. Dowodem na to jest właśnie
„Przejażdżka”.
Bohaterami utworu jest trójka osób,
złączonych przypadkiem w niebezpieczny węzeł. Carol wiecznie
zastraszana i terroryzowana przez męża, Lee, jej przyjaciel i
psychopata Wayne. Ich losy łączą się, gdy Carol z Lee uśmiercają
byłego partnera kobiety, a świadkiem tego jest właśnie szalony
barman. Wierząc, że odnalazł bratnie dusze, zmusza ich do
przejażdżki po kilku stanach Ameryki, w trakcie której morduje
przypadkowe osoby.
Sam pomysł wielce oryginalny nie jest,
nic konkretnego z tego nie wynika, ot solidna historia opowiedziana
jak zwykle dosadnym językiem Ketchuma, który nie lubi się bawić w
ornamenty słowne, nie oszczędza również czytelnika poprzez
subtelne opisy. Mord to mord, gwałt to gwałt. Nie ma miejsca na
niedomówienia. Jeśli komuś nie przeszkadza ów styl, nie powinien
narzekać na powieść, ale nie sposób nie zauważyć, że brak tu
elektryzujących momentów ze wspomnianych wcześniej powieści,
widać też wyraźnie szwy, którymi autor pozszywał różne wątki
i pomysły (które zresztą sam wyjaśnił później). Nie jest źle,
ale od Ketchuma wymagać można więcej.
I tyle też dostajemy w dodanym do
książki krótkim utworze „Chwasty”. Bezlitosnym, perwersyjnym,
brutalnym, epatującym dawką okrucieństwa i ekstremy w dawce
zabójczej dla zwykłego śmiertelnika. Tu jednak wychodzi inna
kwestia – tekst sprawia wrażenie napisanego tylko dla owych scen,
a wątła fabuła zdaje się być pretekstem do połączenia ich w
całość.
Czy więc warto poświecić czas
lekturze „Przejażdżki”? Oczywiście, w końcu to Ketchum, choć
w nieco słabszej formie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz