Sto trzydzieści sześć.
Ostatnio porządkowałem sprawę „Na
tapecie” w kwestii zaniedbanego półrocza filmów, teraz przyszedł
czas na książki. Ważna to chwila, bo oznacza, że od tego momentu
nadrobiłem zaległości blogowe i będę mógł go znów prowadzić
po swojemu – regularnie i w miarę tematycznie. Tym samym, w ręce
najbardziej wytrwałych oddaję drugą część najnudniejszego wpisu
na blogu:
„Twarzą
w twarz” Cichowlas, Pocztarek, Masterton. Rodzimi piewcy prozy Mastertona stworzyli niezwykłą
książkę o swym ulubionym pisarzu. I choć konwencję podłapali od
Clarka i Williamsa, poprowadzili całość po swojemu, unikając
mielizn i wodolejstwa poprzedników. Świetnie napisana, bardzo
dobrze pomyślana książka dla każdego, kto przeczytał więcej niż
dwadzieścia książek Mastiego i/lub chciałby co nieco dowiedzieć
się o pisaniu powieści.
„Świat Mastertona” Ray Clark, Mark
Williams. Pierwsza książka poświęcona twórczości Mastiego,
napisana na Zachodzie, wydana w Polsce. I choć zawiera sporo
ciekawych informacji, nie ma w niej nic, czego nie znaleźlibyśmy w
książce Pocztarka i Cichowlasa, wielu rzeczy za to brakuje. Jedyne
co jest na plus, to zapadające w pamięć ilustracje do
najmocniejszych opowiadań Grahama.
„Pani Fortuny” Graham Masterton.
Jedna z najlepszych powieści Mastertona, mimo iż będąca w całości
powieścią obyczajową, podpartą bogatym zapleczem historycznym i
skupiającym się na życiorysie bogatej właścicielki banku,
kobiety, która miała wszystko i znała wszystkich. Czy jednak była
szczęśliwa? Opasłe tomiszcze ma jedną podstawową wadę, typową
dla Mastiego. Końcówkę. Nie dość, że autor pieczołowicie
opisuje pierwszą połowę życia bohaterki, by przez drugą przebiec
nawet nie sprintem, a galopem, to jeszcze sam finał, jak to często
u Mastiego bywa wyskakuje jak Filip z konopii. Bo niby ma być
zaskoczenie.
„Smak Raju” Vicky i Graham Masterton.
Tak naprawdę jest to jedyna powieść Wiesławy Masterton, zmarłej
żony Grahama, której mąż pomógł zredagować
obyczajowo-historyczną powieść o miłości wystawionej na bardzo
ciężką próbę w przededniu II wojny światowej. I pomijając dwa
fragmenty ewidentnie podsunięte przez autora „Manitou”, jest to
powieść, w której Wiescka przebija większość utworów swojego
męża. Mamy tu dbałość o detale, świetnie zarysowane postacie,
ale również dobrze poprowadzony finał i brak popadania w
skrajności, jakie Grahamowi często się zdarzają. Świetna,
niedoceniona rzecz.
„Amerykańscy Bogowie” Neil Gaiman.
Kultowa, wychwalana pod niebiosa powieść Gaimana, w której wplata
losy zapomnianych bogów w historie Ameryki. Zapomnianych może dla
Amerykanów, bo raczej miłośnicy polskiej, czy europejskiej
fantastyki o nordyckich bogach z Odynem i Lokim na czele słyszeli
bardzo dużo. Mimo wszystko, chociaż rzeczona oryginalność wcale
tak wyjątkowa nie jest, trzeba przyznać, że to znakomita, świetnie
napisana i pomyślana powieść. Palmę pierwszeństwa jednak oddaję
dla „Nigdziebądź”.
„Chłopaki Anansiego” Neil Gaiman.
Nie wiem również, czy ta pokręcona historia o mężczyźnie, który
odkrywa, że nie tylko ma naprawdę złego brata bliźniaka, ale jest
również synem zapomnianego afrykańskiego boga, nie bije na głowę
„Amerykańskich Bogów”, choć tak naprawdę to właśnie z nich
wynika. Kolejny raz Gaiman udowadnia swoją klasę i fakt, że jego
literatura nie jest skierowana do wszystkich.
Jakub Ćwiek „Kłamca 3 – Ochłap
Sztandaru”. Wspominałem coś o Lokim? No właśnie, wreszcie
znalazłem czas, by skończyć cykl o polskim Kłamcy. W trzeciej
części autor odszedł od formy opowiadań na rzecz pełnowymiarowej
powieści, co tylko wyszło na dobre całej formule. Po pierwsze,
opowiadania często opierały się na żartach, które nie zawsze
wytrzymały próbę czasu. Po drugie, Ćwiek jest mistrzem w
komplikowaniu sytuacji swoim bohaterom – i tu wychodzi mu to
znakomicie.
„Kłamca 4 – Kill'em
All” Jakub Ćwiek. Apokalipsa według Jakuba Ćwieka z honorowym występem Mando
z serwisu stephenking.pl. Świetna rzecz, nabierająca jeszcze
smutniejszego wydźwięku wraz z odejściem Alana Rickmana.
„Dragonlance: Legendy” Margaret
Weis, Tracy Hickman. Minęło z 18 lat, odkąd przeczytałem pierwszy
tom Legend. I tak cały czas miałem niedosyt, że nie wiem, jak to
się wszystko właściwie skończyło. I choć cały świat,
konwencja i pomysł trącą już myszką (albo po prostu ja jestem
już za stary, zbyt zgryźliwy i przejedzony fantasy), to powrót do
krainy Dragonlance, a przede wszystkim ponowne spotkanie z
Tasslehoffem Burrfootem, okazały się nad wyraz przyjemne.
Ponadto przez moje ręce przewinęły
się poniższe książki i komiksy, ale większość z nich została
już gdzieś przeze mnie zrecenzowana (najczęściej Dzika Banda,
czasem Rzecz Gustu, kilka na Horror Online), reszta recenzji gdzieś
się pojawi. Dlatego tu opisywać nic nie będę, później jedynie
podlinkuję. Zastanawiające jedynie, dlaczego spośród 90 książek,
które przeczytałem od września, tylko 11 było przeczytanych dla
zwykłej przyjemności, nie dla recenzji? Nie żebym przy innych źle
się bawił, ale coś jest na rzeczy.
Kroniki Amberu 2, Wieża Asów, Punkt
Zapalny, Portret Doriana Greya, Alkoholowe Dzieje Polski, Powrót na
Wyspę Skarbów, Zejście, Największa z przygód, Kod Himmlera,
Zabij mnie, tato, Machiny Tortur, Szwedzi: ciepło na północy,
Sędzia, Summoner: Początek, Na fali szoku, Hyperion, Upadek
Hyperiona, Fałszywy dekret, Skowyt, 11 grzechów głównych, Ludzie:
powieść dla ziemian, Profilowanie kryminalne, Szkarłatna wdowa,
Funny Girl, Dziewczyny, które zabiły Chloe, Zapytaj księżyc,
Farma, Zagubieni wśród hiacyntów, Pogrzebany olbrzym, W imię
dziecka, Vineland, Bezcenne-naziści opętani sztuką, cykl Mroczna
Wieża, cykl o Jacku Reacherze, cykl Sny Bogów i Potworów,
Szalejący Dżokerzy, Upadek, Opowieści wigilijne 1,2, cykl Flawia
de Luce, John Lydon – rejestracja buntu, Zaufaj mi: jestem dr Ozzy,
Faith No More: Królowie życia (i nadużycia), Dygot, Hardboiled,
Liturgia Plugastwa, Siódma dusza, Wspaniałe życie, Proces diabła.
oraz komiksy: Cykl Mroczna Wieża:
Narodziny rewolwerowca, Długa droga do domu, Zdrada, Upadek Gilead,
Bitwa o Jericho Hill, Początek podróży, Siostrzyczki z Elurii,
Bitwa o Tull; Ekspedycja, Wiedźmin: Dzieci Lisicy, Valerian
(zbiorczy) 2, 3, Yans (zbiorczy) 2, 3.
I tyle.
Zaległości bloga nadrobione.
Więc – bez odbioru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz