Sto trzydzieści siedem
Czas na porządne postanowienia.
Nadrobiłem zaległości, ale jakoś nie wpłynęło to na
częstotliwość postów na blogu, co tym dziwniejsze, że w
międzyczasie ukazało się wreszcie długo oczekiwane „Zombie.pl”.
Ale w tym samym czasie również poległem za sprawą bezlitosnych
wirusów, tak więc ponad tydzień minął na zbieraniu sił i walce
z domową epidemią. Spróbuję na jakiś czas przynajmniej zmusić
się do cotygodniowych wpisów. Powiedzmy przez dwa miesiące. Od
dziś. Start.
10 lutego miałem przyjemność wziąć
udział w spotkaniu autorskim zorganizowanym w Ośrodku
Szkolno-wychowawczym. Fantastyczna atmosfera wytworzona przez
fantastyczną młodzież i ich wychowawców na długo zostanie mi w
pamięci. Zresztą, zgodnie z ustaleniami, najpóźniej za rok znów
do nich wrócę, jeśli nie wcześniej. Za organizację dziękuję
Agnieszce Predygier, która okazała się być moją koleżanką... z
przedszkola. Pozdrawiam chłopaków raz jeszcze. Pamiętajcie - w
Waszych rękach jest realizacja Waszych marzeń.
15 lutego został rozstrzygnięty
plebiscyt Złotego Kościeja organizowany corocznie przez portal Kostnica. Wydawnictwo Videograf zgłosiło powieść „Miasteczko”,
ja sam podrzuciłem opowiadanie „Ogrodniczkę”. Niesamowite
wsparcie fanów, znajomych i byłych uczniów dokonało cudu.
Statuetki zostały zdobyte. Bardzo wszystkim dziękuję, z całego
serca. Wszystkim, którzy we mnie (i Roberta) uwierzyli. Cieszy mnie
to tym bardziej, że „Miasteczko” wywołuje przecudownie skrajne
emocje. Od całkowitego odrzucenia po uwielbienie. Biorąc pod uwagę
ilość zawartego tam horroru ekstremalnego i klasycznego gore wiem,
że więcej w tym gatunku osiągnąć się nie da. Dziękuję bardzo
raz jeszcze.
16 lutego ukazało się wreszcie
„Zombie.pl”. Zdecydowanie odmienne od naszych wcześniejszych
książek, jak się okazuje już zbierające pozytywne opinie i
recenzje. Żywe trupy w Gdańsku i Malborku cieszą i poruszają, nie
tylko miłośników horrorów i grozy. Szykują się również
spotkania autorskie w całym kraju. Pewny jest już Gdańsk (skoro
tam zaczyna się akcja książki), Poznań (gród Roberta), Stare
Pole (jakby ktoś zapomniał gdzie mieszkam ja) i Wrocław (kto
zgadnie dlaczego). W planach kolejne miasta, ale wszystko w swoim
czasie.
Krótko mówiąc – dzieje się. Mamy
początek roku, a ja już mam kolejną książkę w bibliografii,
nagrodę i zapowiedziany udział w kilku antologiach.
Najzabawniejsze, że zupełnie przypadkowo. Po cichu też szykuje się
mała książeczka przy współudziale z pewnym znanym i uznanym
autorem oraz mój udział w zupełnie odmiennym od dotychczasowych
projektów. O szczegółach kiedy indziej, muszę bowiem wziąć się
za zaległe recenzje i powieść, która leży odłogiem...
Wspominałem, że chorowałem?
Bez odbioru.
Na tapecie:
KSIĄŻKI:
Książek było sporo, ale znów
wszystko do recenzji. Opinie na temat czterech tomów Zwiadowców,
Białej Róży, Klejnotu, Przeklętej Laleczki, Czerwonego Rycerza i
Skrzydeł ognia już wkrótce na Dzikiej Bandzie i Rzecz Gustu.
FILMY:
„Syberiada polska” Janusz Zaorski. Film polski, co
wyjaśnia już bardzo dużo. Cierpimy, płaczemy, jesteśmy mesjaszem
narodów. Aktorzy znakomici, jak zwykle nie mają co grać. I jak na
zesłańców wszyscy niezwykle czyści i zadbani. Może ja za dużo
wymagam. To nie był zły film. Ale tak bardzo polski...
„Zombie Flesh Eaters” Lucio Fulci. Lata mijają,
a ten film nic nie traci ze swego niezwykłego uroku. Scena z drzazgą
i okiem wciąż poraża, a walka rekina z zombie na dnie oceanu...
toż to cudo po dziś dzień. Oczywiście, charakteryzacja,
scenariusz mają swoje braki, ale one tam były zawsze. Klasyk i już. Mogę oglądać w kółko.
„Ostatnie piętro” Tadeusz Król. Polski film.
Thriller psychologiczny. Czyli w zasadzie można wykorzystać część
tego, co pisałem o Syberiadzie. Świetni aktorzy, dziurawy
scenariusz, dobre zdjęcia, uproszczeń co niemiara. I problem w tym,
że jak na niszową produkcję byłoby to coś wyjątkowego. Tylko,
że to nie nisza i wychodzi średniak.Gdyby tylko skupić się na obłędzie głównego bohatera i dać sobie spokój z aferą, polityką, społecznym komentarzem... Za dużo grzybów w tym barszczu.
„Zwierzogród” Byron Howard, Rich Moore. Kryminał (nie tylko) dla
dzieci. Wprost rewelacyjny! Absolutnie fenomenalny dubbing,
przezabawny scenariusz i niebanalne przesłanie złożone w naprawdę
mądry sposób. Perełka, prawdziwa perełka. Ubawiliśmy się z rodzinką i do dziś wspominamy poszczególne teksty i sceny.
„Układ zamknięty” Ryszard Bugajski. Polski film. I
dowód na to, że to co pisałem o dwóch poprzednich może być
jednak bzdurą. Fenomenalny scenariusz, mistrzowskie kreacje
aktorskie i ciary na plecach podczas seansu, które zostają na długo
po. Absolutnie rewelacyjna produkcja.
„Żołnierze kosmosu” Paul Verhooven. Znów
produkcja, którą chciałem obejrzeć lata temu. I powinienem był.
Bo teraz ta sympatyczna bajeczka science-fiction wywołała we mnie
jedynie uśmiech politowania i zażenowania. Szkoda czasu.
„Gęsia skórka”. Robert Letterman. Horror dla
(starszych) dzieci i młodzieży z Jackiem Blackiem w roli głównej.
Czyli zwariowana adaptacja prozy mistrza grozy dla najmłodszych
R.L.Stine. Szkoda, że w Polsce mało popularna, bowiem film jest
znakomity. Straszny gdy trzeba, przezabawny zawsze. Już czekam na
drugą część.
"Alvin i Wiewiórki: Wielka Wyprawa" Walt Becker. To widziałem parę tygodni temu, na wycieczce z klasą, ale nie wspomniałem o tym w poprzednim wpisie. Żeby nie było, że się wypieram i zgrywam twardziela, co to tylko horrory non stop ogląda. Obejrzałem, pośmiałem się z wielu głupiutkich gagów. Familijny film dla maluchów jak znalazł. Mała młodzież też się świetnie bawiła.
"Widmo" Masayuki Ochiai. Oryginalne, tajskie "Widmo" było jednym z ostatnich (jeśli nie ostatnim) horrorem, na których się przestraszyłem i zachwyciłem finałem. Remake okazał się tym, co spodziewałem. Żałosnym gniotem z drętwymi postaciami i nudnym, niepotrzebnie udziwnionym scenariuszem. Zaskoczył mnie jednak. Fatalnymi efektami specjalnymi. Żenada.
"W poniedziałek rano" Otar Iosseliani. Nieco absurdalny, melancholijny film mistrza kinematografii, który nie zawsze do mnie przemawia. Nie ukrywam, że obrazem tym zachwyciła się moja małżonka, ja jedynie sumiennie jej kibicowałem. O dziwo, historii Vincenta, który pewnego poniedziałku rzuca wszystko i rusza w podróż, prędko nie zapomnę.
GRY:
„Valhala Hills” Wspaniała
strategia, o której napiszę wkrótce dla Rzecz Gustu. Zabawa
przednia.
„Sniper Elite: Nazi Zombie Army 2” Czy
naprawdę muszę przekonywać kogokolwiek, że wspaniale bawię się
podczas tej gry? Rewelacyjny klimat, świetne udźwiękowienie i
realizm (broni oczywiście). Cudowny odstresowywacz na kilkanaście
(dziesiąt) minut dziennie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz