Sto trzydzieści trzy.
Czas najwyższy, albo w jedną, albo w
drugą.
Cztery miesiące blog leżał odłogiem.
Nie znaczy to, że ja próżnowałem.
Bynajmniej. Ostatnie miesiące były dla mnie tak pracowite, że po
prostu nie miałem czasu na tak przyziemną kwestię, jak
introwertyczny minimalizm, jaki tutaj uprawiałem. Nie, żebym teraz
tego czasu miał więcej, ale jak napisałem, czas coś z tym zrobić,
bo jeśli będę dłużej zaniedbywał to miejsce, mogę równie
dobrze je zamknąć. Więcej szkody narobi puste, niż choćby
minimalnie uzupełniane.
Tak więc pokrótce, z nadzieją, że
uda się w najbliższym czasie co nieco uaktualnić.
Tak wygląda książka, nad którą
pracowałem przez ostatnie parę miesięcy. Paradoksalnie, mój wkład
jest tu najmniej widoczny, sprowadził się on bowiem do zebrania,
zredagowania i spisania informacji. Na wiele rzeczy zabrakło
miejsca, wiele rzeczy niewątpliwie mi umknęło, ale jestem bardzo
zadowolony z efektu. Tym bardziej, że ja wykonałem ledwie szkic,
opierając się na wcześniejszych monografiach, a ów szkic
wypełnili swoją pracą inni nauczyciele. Tym bardziej więc mogę
chwalić ową pracę, bo mój minimalny wkład pozwala na
obiektywizm.
Co poza tym? Przeprowadziliśmy się.
Radośnie i mam nadzieję, ostatecznie. Porzuciliśmy Malbork na
rzecz malowniczego Krzyżanowa przy Starym Polu, gdzie powitano nas z
otwartymi rękoma. Mamy bliziutko do pracy, a życie na wsi, we
własnym domku, pozwala na wiele rzeczy spojrzeć z dystansu.
Wspomniane cztery miesiące upłynęły
pod hasłem pracy. Notorycznej, bo o ile nie zajmowałem się
sprawami służbowymi, recenzjami literackimi, to każdą wolną
chwilę poświęcaliśmy na remont własnego domostwa. Tak, możemy
powiedzieć, że wszystko zrobiliśmy własnymi rękoma. Dość
powiedzieć, że byłem tak zapracowany, że musiałem odmówić
Arturowi Olchowemu spotkania autorskiego w Warszawie z udziałem
Stefana Dardy i Pauliny Król. W tym samym czasie odbyło się jednak
spotkanie w Starym Polu, na rodzimym gruncie. Bardzo udane.
Nastąpił zaskakujący wysyp nagród,
bardzo motywujący mnie do dalszej pracy, bowiem dotychczasowe
wysiłki w rozmaitych dziedzinach zostały docenione. Otrzymałem w przeciągu miesiąca Nagrodę
Literatury Grozy im. Stefana Grabińskiego za opowiadanie „Per
aspera at Inferi” (w które tak wątpiłem... nominację za „Horror
klasy B” przemilczę), Nagrodę Dyrektora za ostatni rok pracy
zawodowej i wisienkę na torcie – pierwsze miejsce w Powiatowym
Przeglądzie Amatorskich Zespołów Teatralnych w Malborku, gdzie
prowadzona przeze mnie grupa „Atrapa” wystawiła wyreżyserowaną
i napisaną przeze mnie sztukę „Duchy Internetu”. Jestem
niezmiernie dumny ze swoich utalentowanych podopiecznych. Sztukę ową
udało nam się jeszcze dwukrotnie wystawić w Starym Polu, tak więc
spełniłem się trochę w dziedzinie, która na studiach zajmowała
mi tyle czasu...
Literacko znacznie się opuściłem.
Pomijam mój warsztat i styl, ale sam fakt, że nie miałem po prostu
czasu na pisanie. Redagowałem dość dużą książkę, napisałem
kilkadziesiąt recenzji, więc wieczory miałem zajęte. Poza tym
działał syndrom żarówki – czyli wyszukiwania 50 000 zajęć, by
nie siąść do pisania książki. Ostatnio się przemogłem,
wracając do źródeł. Napisałem krótkie opowiadanie do trzeciego
tomu „Gorefikacji”, zatytułowane „Rycerz Goretham”, które
nie jest niczym innym, jak zwariowaną i zbrutalizowaną wersją
Batmana. Nie wiem, czy opowiadanie trafi do antologii, ale bawiłem
się dobrze. Poza tym niemal ukończyłem (brak mi strony) tekst
„Ubój”, który przeznaczyłem do zbioru, jaki tworzę z Tomaszem
Siwcem. Wysłałem „Wzór” (zapomniany, najbardziej erotyczny z
moich tekstów) do „Krwawnika 2” (gdzie pewnie nie trafi).
Zgubiłem opowiadanie „Okruch”, które chciałem dać
Krzysztofowi Bilińskiemu do audycji radiowej. Tym samym wyczerpałem
swój limit wolnych tekstów, nic w szufladach się nie kryje. Poza
„Wolfenweldem”, oczywiście i bajkami, o których kiedyś
wspominałem. „Ostatnia wyprawa”, mój pierwszy tekst
steam-punkowy, ukazał się w drugim tomie antologii „Wolsung”.
Ciekawostka. Najpierw oddałem tam zmodyfikowaną „Ogrodniczkę”,
ale uznano, że tekst jest nieco zbyt oryginalny i trochę odbiega od
przygodowego systemu RPG, dlatego napisałem szybko wspomnianą
„Ostatnią wyprawę”. Na luzie, na bazie prostego pomysłu. Teraz
się okazało, że z podobnego pomysłu skorzystał P. Majka w
pierwszym tomie, a mój tekst ozdobiono ilustracją do...
„Ogrodniczki”. Niemniej, plan by kiedyś powrócić na dłużej
do tego świata, choć ostatnio storpedowany, nie został zarzucony.
Co jeszcze? Napisane z Robertem Cichowlasem „Zombie.pl”
prawdopodobnie ukażą się w lutym. Zbliżam się do końca z
„Nienasyconym” - ten z kolei ma wyjść w maju. Liczę po cichu,
że uda mi się zakończyć do końca roku poprawki nad „Jotką –
Łowcą Smoków” i będę mógł w styczniu zamknąć sprawę
trzeciego tomu BHO i swojego ostatniego zbioru opowiadań -
„Królestwo Gore”. Plany są, oby chęci i czasu starczyło.
No i muzyka. Tu jest najsłabiej. U
mnie. Bo moja żona święci triumfy, odkąd trzy miesiące temu
dołączyła do chóru Lutnia. Wiele ich koncertów było
znakomitych, ale ostatni, jubileuszowy, to po prostu mistrzostwo. W
Wielkim Refektarzu w Muzeum Zamkowym w Malborku, z towarzyszeniem
Alchemik Orchestra pod dyrekcją Grzecha Piotrowskiego, z udziałem
znamienitych gości... Czekam na DVD z tego wydarzenia. Tu mały fragment nagrany przeze mnie.
Ja zaś...
hm... czasem wezmę gitarę do ręki. Mamy już całkiem pokaźny (i
naprawdę świetny) materiał na nową płytę Wilców, pytanie,
kiedy uda się to nagrać. Podobnie z Acrybią. Materiał leżakuje
już tak długo, że zaczynam tracić do niego serce, a tradycyjnie,
chyba jestem jedynym ze składu, któremu na tym zależy. Jak tak
dalej pójdzie, nagram sam album grind-corowy. Nie solowy. O solowych
też czasem myślę. Ale palce już nie te, umiejętności się
uwsteczniły. No i Damage Case... Bardzo brakuje mi tej kapeli,
Thomasa i Reggiego, których nie widziałem od czasu koncertu w
Bydgoszczy. Życie skomplikowało nam wiele, ale liczę, że gdy
Marek powróci z emigracji, uda nam się w końcu nagrać na nowo
drugą płytę i ruszyć z jakimiś koncertami. Tylko to trzyma moje
długie włosy na głowie. Otrzymałem ostatnio propozycje
muzykowania pod innymi szyldami, ale na tę chwilę brak mi na to
czasu.
I to tyle na razie. Jak na skrót, to i
tak za dużo. Obejrzałem dużo filmów, przeczytałem jeszcze więcej
książek, ale klasyczne na tapecie wrzucę stopniowo, innym razem.
Teraz wracam do pracy nad recenzjami. Potem, może, książką.
Skąd ma Pan tyle siły, żeby to wszystko ogarniać? Podziwiam. Myślę, że zmiana miejsca zamieszkania i zwolnienie tempa dobrze Panu zrobią. I proszę nie zamykać tego bloga. Lubię tu zaglądać. Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku.
OdpowiedzUsuńAaaa i jeszcze jedno - ujął mnie Pan tym spotkaniem autorskim. Pewnie wielu wybrałoby to drugie :)