niedziela, 14 kwietnia 2013

Po prostu 15

Piętnaście.
Kończy się weekend. Za oknem tak jakby wiosna. Wczoraj na próbę poszedłem w skórze, jeszcze tydzień temu w zimowym płaszczu. Czyli zmiany jakieś są. I tego się trzymajmy, że wszystko się zmienia na lepsze.
"Bóg Horror Ojczyzna" jest już w zaawansowanym stadium korekty, a z drugiej strony kilku zaprzyjaźnionych redaktorów i dobrych znajomych zapoznaje się z tekstem i myśli nad "blurbami". Trzymajcie kciuki, żeby żaden z nich nie powiedział, że jest do bani, bo wycofam projekt :) A plany z nim związane są coraz większe.
Wczorajszy dzień tymczasem upłynął hałaśliwie. Za dwa tygodnie premiera płyty DAMAGE CASE, więc szykujemy z tej okazji specjalny koncert. Oczywiście specjalny dla nas, więc bez szopek, choreografii i tak dalej. Mamy w planach jednak zagrać całą płytę, kilka coverów i większość klasyków z demówek, więc szykuje się długi gigi 19 numerów w setliście. Przyznam, że wczoraj odczuliśmy brak ballad w repertuarze ;) Szczególnie, że zagraliśmy go dwa razy. Ech, naprawdę, nigdy dotąd jeszcze żadna premiera płyty (własnej oczywiście) nie wywoływała we mnie takiej ekscytacji. Nie wiem skąd to się bierze.
Czas wziąć się za antologie. "Gorefikacje" pną się w górę i fragmenty mojego tekstu zawędrowały do Sadistika.pl, "Dziedzictwo Manitou" zbiera same dobre recenzje (fakt, że "Ofiary" Roberta i moje też, nie jest bez znaczenia), "13 ran" kosi konkurencję. Wspominałem już od dwóch antologiach, w których mają się ukazać opowiadania "Upiora" napisane z Krzysztofem T. Dąbrowskim (nie znam losów tej książki) i "Biel" poświęcone wyjątkowemu projektowi. Na horyzoncie pojawiły się zaś trzy (!) kolejne, co ciekawsze, o żadnej nie mogę pisać... Mówić też. Roboty więc nie brak. Muszę tylko pomyśleć, gdzie dać "Vade Mecum" mój lovecraftowski tekst, który okazał się... zbyt lovecraftowski, by trafić do antologii Wydawnictwa Agharta. Może ktoś planuje kolejną w tym stylu? Prędzej czy później na pewno...

Na tapecie:
KSIĄŻKA:
"Słoneczna Dolina: Bisy" Stefan Darda - trzecia część kultowego cyklu nie zawodzi. Zastanawiałem się jak pan Stefan wybrnie z dość trudnych sytuacji, w jakie wpędził swoich bohaterów w tomie drugim, okazało się jednak, że niepotrzebnie. Kto polubił Starzyznę i Guciowo, poczuje się jakby wrócił do domu. Ja tylko ponarzekam, że teraz czekam na tom czwarty. Bo ja z tych dziwaków jestem, że Jarosława Grzędowicza cykl ignorowałem do momentu, gdy nie mogłem kupić wszystkich tomów od razu. Nie lubię wyczekiwać na kolejne części. A może po prostu za szybko zapominam szczegóły z poprzednich?
"Koszmary i fantazje"  H.P. Lovecraft - długo wyczekiwana, znakomita książka ukazująca mało znaną w Polsce epistolarną twórczość Samotnika z Providence. Do tego w znakomitym (jak zawsze) przekładzie Mateusza Kopacza, pozwala poznać znikomą część tej niezwykłej literatury, w której H.P.L. pokazuje jakże różne i jakże ciekawe oblicza.

GRY:
Dalej ten nieszczęsny "Władca Pierścieni: Powrót Króla". Było dobrze, dopóki nie dotarłem do Przełęczy zagłady. Za stary jestem na uganianie się za Gollumem. Drugi raz widać tej gry nie skończę.

FILM:
"Czarna Owca" Jonathana Kinga. Ja po prostu uwielbiam tego typu filmy. Od początku wiadomo, że nie będzie poważnie, bo jakżeby inaczej, gdy mamy do czynienia z morderczymi owcami? A że humor to całkiem niezły, to uśmiałem się nie raz. Co zaś do kwestii horroru, to powiem tylko, że za efekty odpowiadali ludzie nagrodzeni Oscarem za "Władcę Pierścieni". Są więc i owcołaki i owce zombie i sporo udanego gore. "Martwica mózgu" toto nie jest, ale rozrywkę przednią zapewni każdemu miłośnikowi bardzo czarnych i krwawych komedii. Niezłe dodatki z wywiadami i kulisami produkcji.

 "Maczeta" Roberta Rodrigeza. Wyborne kino lasy C, od początku do końca nakręcone z wielkim mrugnięciem okiem do widza. Wiadomo, że ten film nie jest dla wszystkich. Wiadomo, że Rodrigez złożył tu hołd tandecie i swoim zagorzałym fanom. I wyszło mu to znakomicie. Trzeci seans równie zabawny jak poprzednie. De Niro, Johnson i Segal błyszczą.W dodatkach dużo usuniętych scen, które czasem nie wiem czemu wyleciały. Rozumiem zbędny wątek siostry bliźniaczki, ale Tom Savini pod piłą mechaniczną... Powinno zostać.

"Pulp Fiction" Quentina Tarantino. Nie wiem już, który raz to oglądałem. I wciąż bawię się znakomicie. I wciąż mnie denerwuje, że na mojej wersji DVD jest inne tłumaczenie, niż to którego przed laty nauczyłem się na pamięć zajeżdżając VHS-a. Jest wszak różnica między: "Cieszymy się, Vince?", a "Czy jest o.k.Vince?" w jednej ze scen. Że już nie wspomnę o "Zed zszedł" zamiast "Zed nie żyje", prawda? Dlatego lepiej oglądać w wersji oryginalnej. Ale do rzeczy. Obejrzałem ten film by przekonać się, że może przesadzam z krytyką Tarantina w późniejszych filmach. Niestety. Tu każdy dialog skrzy się od błyskotliwych kwestii, każda wypowiedź może być sentencją. Później takie kwiatki tylko się zdarzały. Powtórzę więc. To ostatni WIELKI film Quentina. I jeden z najlepszych w ogóle. Basta.

Tyle na dziś.
Odbiór.


 












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz